Jesteśmy
po pierwszych konsultacjach w Gdańsku. Ostrzegano nas przed polską
służbą zdrowia, jak człowiek jest młody i zdrowy to nie zdaje
sobie sprawy jak ciężko dostać się do dobrego specjalisty. Gdy
dzwonię i chcę umówić wizytę „na NFZ” do lekarza ze znanym
nazwiskiem to w odpowiedzi najczęściej słyszę, że w tym roku
doktor nie przyjmuje już nowych pacjentów. Mam zadzwonić na
początku przyszłego roku, może będą wolne miejsca. Tak długo
nie chcemy czekać, więc pozostają wizyty prywatne.
Z
tych wizyt, które mieliśmy niektóre były wręcz kuriozalne. 150
pln za 5 minut rozmowy, gdzie lekarzowi nie chciało się nawet
włączyć płyty ze zdjęciami RTG lub wyjść zza biurka i zobaczyć
nóżki Olgi. Na szczęście trafiliśmy do dr Sieliwończyka, który
nie pracuje już w szpitalu, a prowadzi prywatną praktykę i bada
bioderka niemowląt. Przywitał mnie stwierdzeniem, że Olga jest
czwartym takim przypadkiem, który ma w swoim gabinecie. W końcu
miałem poczucie, że trafiłem pod dobry adres, do lekarza, który
ma dużą wiedzę i chce się nią dzielić z pacjentem.
Dr
Sieliwończyk zrobił dokładne badanie USG bioder. Stwierdził, że
staw biodrowy jest dobrze wykształcony i w tej chwili nie wymaga
leczenia, o co bardzo się martwiliśmy. Dalej nie jest już tak
dobrze, praktycznie cała noga jest niedorozwinięta łącznie ze
stopą. Za najważniejsze doktor uznał niedorozwój kości udowej
(PFFD). Wytłumaczył, że spektrum tego niedorozwoju jest bardzo
szerokie: od lekkiego skrócenia po całkowity brak kości udowej.
Olga mieści się w tych lżejszych przypadkach i możliwe jest
wydłużanie nogi. Ile trzeba będzie wydłużać to zależy od
wzrostu nogi, ale dr Sieliwończyk powiedział, że jest optymistą i
widzi potencjał do rozwoju. Po godzinie rozmowy niestety musieliśmy
kończyć, bo jak powiedział doktor „zaraz go zlinczują”
pacjenci czekający w kolejce. Był na tyle uprzejmy, by wyjść z
gabinetu i przeprosić oczekujących, wyjaśniając, że miał
właśnie bardzo trudny przypadek.
Teraz
czekają nas wizyty u lekarzy, którzy zajmują się wydłużaniem i
podjęcie decyzji gdzie leczyć Olgę. Wszystko wskazuje na to, że
spróbujemy leczyć ją w Polsce i oby nam się udało. Umówiliśmy
się już na konsultacje w Zakopanym i Krakowie, a potem będziemy
chcieli udać się do dwóch największych szpitali ortopedycznych w
kraju: do Poznania i Otwocka.
Czyli jednak sprawdza się powiedzenie, że "trzeba mieć zdrowie, żeby chodzić po lekarzach"... To przykre, że ludzie, którzy mieli w założeniu pomagać innym, nie chcą nawet wyjść zza biurka, żeby obejrzeć maluszka. Dobrze, że w koncu trafiliście pod właściwy adres.
OdpowiedzUsuń